„Chyba już można iść spać
Dziś pewnie nic się nie zdarzy
Chyba już można się położyć
Marzeń na jutro trzeba namarzyć”
Ile racji miał Pan Andrzej Poniedzielski pisząc ten tekst, wie każdy kto leży w swoim wygodnym łóżku, tuż przed zaśnięciem, włącza projektor w swojej głowie i zaczyna snuć, malować, marzyć i śnić.
Niektórzy z nas żyją od marzenia do marzenia. Spełniając jedno, myślą już o kolejnym. Cudownie jest marzyć, to nić nie kosztuje – czasami 3 zł 😛 Za każdym razem jak kupujemy z mężem totolotka zaczyna się prawdziwa kaskada marzeń – generalny remont schroniska dla psów ( oboje jesteśmy psiarzami do potęgi ), spełnienie marzeń naszych rodziców, rodzeństwa, remont 100 letniej starej chaty mojej cioci, podróż dookoła świata. Nieograniczona fantazja trwa dokładnie od momentu wyjścia z kolektury, do sprawdzenia szczęśliwych cyferek po losowaniu 🙂
Na co dzień, kiedy na wszystko trzeba ciężko pracować, nadal nie można rezygnować z marzeń, nawet tych największych. Być może receptą na ich spełnienie jest metoda małych kroczków. Wyświechtane powiedzenie „nie od razu Rzym zbudowano”, nabiera głębokiego znaczenia.
Fajnie jest marzyć. Mówić o tym głośno. Dlaczego mam się wstydzić moich marzeń? Jasna sprawa, trzeba się cieszyć z tego co mamy, ale marzenia są jak wiara – jak wyglądało by nasze życie, gdybyśmy przestali wierzyć i marzyć? wierzyć w dobrych ludzi, w sprawiedliwość, w lepsze czasy, w Boga? Marzenia rozwijają wyobraźnie, dają nadzieję, dają motywację, otwierają nowe pokłady naszych możliwości. Nawet najbardziej zagorzały realista, żyjący tu i teraz, marzy o czymś. Każdy to robi. Marzenia są wspaniałe.
Dom za miastem – czyli wieś
Potrzeba – to słowo klucz. Jest to stan w jakim znajdujemy się permanentnie na każdym etapie naszego życia. Różnice polegają jedynie na tym, czy potrzebujemy czegoś materialnego, zewnętrznego czy może pragniemy zaspokoić potrzebę wewnętrzną – np. potrzebę przynależności do grupy, bezpieczeństwa, szacunku, miłości czy uznania. Istnieje jeszcze jedna – najważniejsza potrzeba -fizjologiczna czyli jedzenie, picie, sen, sex, siku… 🙂 Bez tego żyć się nie da. Ostatnio pojawił się genialny spot reklamowy zachęcający młodych ludzi, turystów do odwiedzenia województwa małopolskiego. Wystąpił w nim ojciec Leon Knabit – benedyktyn, który w wywiadzie jaki udzielił na kanwie emitowanego spotu powiedział najszczerszą rzecz jaką ostatnio słyszałam –” mam jedno marzenie, by na czas zdążyć do toalety „ Dlaczego o tym piszę – bo jest to właśnie prawdziwe połączenie marzenia z potrzebą.
Jednak w przypadku wyboru miejsca zamieszkania, gdy poszukujemy działki budowlanej i odpowiedniego otoczenia dla naszego domu, liczy się zupełnie inna potrzeba. Jedną z najważniejszych potrzeb, które kształtują przestrzeń i krajobraz wokół nas jest potrzeba piękna. Kto z was szukając miejsca dla siebie, parceli , domu do remontu lub nowego, nie kierował się potrzebą piękna. Wszyscy chcemy mieszkać w ładzie i harmonii, na którą mamy wpływ. Kolejnym szalenie istotnym czynnikiem jest uszanowanie dorobku naszych przodków, minionych pokoleń ludzi, którzy przez lata kształtowali nasze dzisiejsze otoczenie. Dziedzictwo kulturowe i architektoniczne w poszczególnych regionach Polski różni się od siebie, ale wszędzie jest piękne i należy walczyć o każdy skrawek historii. To właśnie wysiłek lokalnych społeczności, ich zaangażowanie w tradycję daję nam mieszczuchom możliwość przeniesienia się w czasie na Polską cudowną wieś. Rozczytałam się ostatnio na temat rzekomych powrotów do miast ludzi, zawiedzionych wyprowadzką na wieś. Bo daleko do pracy, bo w korkach stoją, bo dzieci do szkoły i na zajęcia poza lekcyjne ciężko dowieść, bo miały być oszczędności, a tyle na benzynę wydają, bo miało być sielsko, a nie jest. Prawda jest taka, że wyprowadzka na wieś jest wtedy zasadna, jak jesteśmy w tym na 100%. Mam na myśli zamieszkanie poza miastem ciałem i duchem w dosłownym tego słowa znaczeniu. Jeżeli liczycie na zielony, pachnący jaśminem ogródek, z własnymi drzewkami owocowymi, aleją pnących róż, pękatym rozłożystym bzem, którego zapach wpadać będzie przez okno w sypialni, to możecie nie mieć czasu na zachwycanie się tą cudowną przyroda, spędzając w samochodzie po 2 godziny w jedną stronę, dzień po dniu. Do tego aktywności po pracy zlokalizowane w mieście. Szybko znudzi się sielski klimat i zaczną marzenia o powrocie do miasta. Według danych pochodzących z ostatniego Narodowego Spisu Powszechnego ( 2011r. ) spadła liczba mieszkańców miast o ponad 200 tysięcy osób. Natomiast zwiększyła się liczba mieszkańców wsi o niemal 490 tysięcy osób. To ma kto narzekać 😉
Wyprowadzka na wieś jest jak emigracja za granicę – przyjeżdżamy w nowe miejsce, kulturę, uczymy się języka, odkrywamy ciekawe miejsca, poznajemy nowych ludzi. Możemy zabrać ze sobą polską kiełbasę, ale szybko zorientujemy się, że lokalne jedzenie jest całkiem smaczne, a dwie dzielnice od nas jest polski sklep. Mieszkając tyle lat za granicą, zauważyłam jedną poprawność – Polacy mają wybitną zdolność asymilowania się w nowym środowisku. Szanujemy obcą kulturę, potrafimy się szybko integrować, nie narzucając ostentacyjnie swoich przyzwyczajeń i upodobań. Jesteśmy bardzo ciekawi nowych tradycji, absolutnie nie rezygnując ze swoich. Dlatego wyprowadzając się na wieś, nie oczekujmy codziennych fajerwerków i doznań rodem z metropolii. Pierwsze tygodnie mogą okazać się wyprowadzką na niemal bezludną wyspę. W mieście jesteśmy bombardowani tysiącami bodźców wizualnych i dźwiękowych. Dostępność do szeroko rozumianej rozrywki i kultury jest na wyciągnięcie ręki. W moim przypadku, korzystałam z tych wszystkich przyjemności może w 10%. To właśnie świadomość, że czegoś może nam zabraknąć , dla niektórych może urosnąć do rangi problemu. Jednak ten kto naprawdę pragnie spokoju, ciszy z dala od miejskiego zgiełku, szybko odkryje „inne”, po stokroć ciekawsze aktywności niż te dostępne na co dzień w mieście.
To, jak szybko odnajdziecie się na wsi czy dalekich przedmieściach, w ogromnej mierze zależy od tego na jakim etapie życia jesteście. Jeżeli macie z sobą miejskie szaleństwo, wykorzystaliście maksymalnie jego możliwości i czujecie, że betonowa przestrzeń was ogranicza – być może upragnioną wolność znajdziecie na wsi.
Wyprowadzka z miasta – co robić na wsi
Jeżeli wciąż zadajecie sobie pytanie – co można robić na wsi?, jak spędzać wolny czas?, to jeszcze nie jest dobry moment na wyprowadzkę. Zostańcie w mieście. Jeżeli zamierzasz zbudować lub kupić dom za miastem i nie wiesz jak zorganizować wolny czas, to jeszcze miejska pępowina nie została odcięta.
Pomyśl – już sama budowa domu to nie lada wyzwanie, a pracę ogrodowe i około domowe to robota non stop. Zakładam oczywiście, że będziecie gospodarzami całą gębą i nie skończy się na trawie i kilku tujach. Ci z was posiadający potomstwo szybko zorientuję się, że betonowo – plastikowy plac zabaw na waszych byłych osiedlach, to jawna kpina i zaledwie namiastka tego, co dzieciaki mogą odkryć bawiąc się beztrosko na trawie, wchodząc na drzewa, zbierając skarby ziemi leżące pod nogami. W małych społecznościach wszyscy się znają, jest o niebo bezpieczniej. Obowiązków również przybywa, bo wszystko trzeba zrobić samemu, ale tylko od was zależy jak ukształtujecie swoją przestrzeń, która za kilka lat może okazać się waszym rajem na ziemi.
Przygotowując się do tego artykułu, który powstał zupełnie spontaniczne na kanwie pewnego czasopisma ( o tym za moment ), przejrzałam kilka wątków założonych na forach internetowych, przez osoby szukające odpowiedzi na pytanie – co robić na wsi ?
Postanowiłam przytoczyć kilka wypowiedzi, niektóre są naprawdę uroczę 🙂
” Mieszkam na wsi i uważam, że szczególnie w wakacje jest super. Chodzę sobie z moją koleżanka na wieczorne spacery, chodzimy boso po piasku, aby nas psy sąsiadów nie usłyszały. Jest taka wielka żwirówka gdzie chodzimy tam w gorące dni, a piasek jest naprawdę taki zimny. Wiem, że miastowym wieś kojarzy się najgorzej, ale jest naprawdę super. W zimie jest taka duża rzeczka, na której jeździmy na łyżwach. W lecie jest wysoka trawa, więc chodzimy z koleżankami na pikniki i bierzemy gazety. Chodzimy po polnych ścieżkach i odkrywamy gdzie nas doprowadzą. Naprawdę jest super „
Czyż to nie cudownie szczera wypowiedź jakiejś młodziutkiej, zafascynowanej wsią dziewczyny ?
Inny punkt widzenia :
„Mieszkam na wsi. U nas jest o tyle dobrze, że mamy ośrodek kultury gdzie dzieciaki mogą przyjść zagrać w tenisa stołowego, bilard, skorzystać za darmo z komputera, drukarki i internetu. Czas jest różnie organizowany, od konkursów sportowych poprzez plastyczne i zajęcia kulinarne. Można wziąć piłkę i iść na boisko (które też jest fajnie utrzymane) i zagrać w tenisa ziemnego. Mamy tutaj też plac zabaw dla dzieci. W odległości 7 km mamy kompleks basenowy (2 razy w tygodniu możemy korzystać za darmo – 1 godzinę), sauny, kręgielnie, siłownie, grotę solną, pizzerie itd. Niedługo ma powstać Centrum Handlowe ( i to wszystko w gminie oddalonej o 7 km). Drogi mamy też świetne, ścieżki rowerowe – więc można sobie spokojnie pojeździć – nawet biało-czerwone pasy… na wsi… ! a do tego cisze i spokój.
Zapomniałam dodać, ze w wakacje dzieci i młodzież ma organizowane wyjazdy na kolonie i wycieczki. Dzieci za 150 zł mogą pojechać na 2 tygodnie nad morze, a młodzież i studenci za 250 zł mają organizowany 12 dniowy pobyt zagraniczny, w tym roku była to Chorwacja.
W zimowe ferie zawsze są tygodniowe wyjazdy na narty w góry. Za naukę przyznawane są stypendia (ja na studiach za średnią 4,7 w ostatnim semestrze dostałam 1900 zł)”
Z pamiętnika młodej mężatki :
” Do tej pory, to nie było życie. Mieszkanie po rodzicach, 45 m2, my i nasz synek Jacuś. Człowiek tylko bardziej krzyknie, a już sąsiadka na klatce dzień dobry ci nie odpowie, bo przecież na męża wredna baba krzyczy, a z dzieckiem to co robi. My w dużym pokoju na wersalce, Jacuś w klitce, bo dziecko swój pokój musi mieć. Postawiłam wszystko na jedną kartę, dałam ogłoszenie w internecie, sprzedam mieszkanie, a w tym samym czasie dałam drugie – kupie dom na wsi do remontu. Udało się, mąż trochę niezadowolony, bo do pracy 25 km dalej, ale po pół roku dziękował mi tak, że niedługo na świat przyjdzie Zosia:-). Kupiliśmy dom 141 m2 z użytkowym poddaszem na działce 1500 m2 za cenę mieszkania we Wrocławiu. Co prawda trochę pracy wymagał, ale mój mąż odkrył w sobie nowe zdolności i meble do kuchni sam zrobił 🙂 Każdy ma swój pokój, goście mają gdzie spać. Ja czuję się wolna i szczęśliwa. Ogród mamy cały w owocówkach, wiec w sezonie jabłek, czereśni, wiśni jest pod dostatkiem. Nikt nam uwagi nie zwraca, że dziecko się drze, że ja się drę na męża. Tu każdy rozumie jak życie wygląda. Na sezon zatrudniam się do pomocy w gospodarstwie agroturystycznym, to dodatkowo coś wpadnie. Jak się Zosia urodzi i trochę podrośnie, to sama otworze takie gospodarstwo”
Relacja z wyjazdu do babci i dowód, że na wsi nie można się nudzić ani chwilę ( tekst skrócony).
” Na wsi jest super 🙂 Jak jeżdżę do babci to zawsze mam tyle do roboty, że nawet sobie nie wyobrażasz. Przyjeżdżam i od razu lecę do przyjaciółki. Tam są drzewa tak mocne, że się na nich wieszamy. Moja babcia ma stadninę koni i umiemy doskonale jeździć, zajmuję nam to całe godziny mówię ci! Chodzimy do sklepu i kupujemy świeże bułeczki 🙂 nie spędzamy specjalnie czasu nad komputerem. Ostatnio błąkało się bardzo dużo psów, dokarmiamy je, jest naprawdę super. Potem łowimy ryby lub kąpiemy się w stawie. Jeździmy na rowerach i rolkach. Skaczemy po stogach – takich belach. Zbieramy kwiaty na polach i robimy sobie wianki. Potem sweet focie:-) Pleciemy sobie warkocze i wplatamy kwiaty. Patrzymy jak świnia rodzi. Patrzymy na konie i ścigamy się na taczkach…”
I mój faworyt :
Eee tam, na wsi to można iść do goku się pogibać, u mnie też jest okręgowa spółdzielnia mleczarska to można tam siedzieć, albo na cementek iść, albo modny lokal „kładka zielona” też jest, albo na elektrownie u nas się chodzi, ale nic i tak nie przebije goku tam jest w cyc, siedzisz, gadasz z kumplami pijąc cisowiankę niegazowaną (bo tańsza)
zapraszam do Futomy.
Od siebie dodam jeszcze, dla uprawiających aktywność fizyczną – nieograniczone trasy biegowe, bez świateł, hałasu i zgiełku. Dziesiątki kilometrów tras i ścieżek rowerowych oraz tych jeszcze nieodkrytych. Dostęp do świeżych warzyw, owoców, nabiału prosto od lokalnych gospodarzy. Przestrzeń i nieoceniona wolność jaką daje mieszkanie we własnym domu z ogrodem. Pisałam już o tym w poście poświęconym poszukiwaniom działki budowlanej ( czytaj tutaj ).
Absolutnie nie krytykuję osób inwestujących w mieszkania, wbrew pozorom one też dają wolność. Według opinii moich bliskich znajomych, nawet większą niż sam dom – „ pakujemy walizki, zamykamy okna, drzwi wejściowe i jedziemy na miesięczny urlop nie martwiąc się, czy ktoś nam dom przypilnuje”. Moja przyjaciółka mieszka niemal w Pałacu Kultury, ścisłe centrum Warszawy. Czuje się wolna gdy wieczorem zejdzie na dół do pobliskich kawiarenek, napisać kilka stron swojej książki.
Każdy ma inną definicje wolności. Dla mnie to możliwość wyjścia z salonu na mokrą trawę, wypicie mojej ukochanej parzonej kawy z ciepłym mlekiem na ganku, spanie w hamaku w upalne lato. Mój mąż wędzi szynkę, a pies ma w końcu co pilnować. Nic mnie nie ogranicza.
Moim rodzice wychowali się na wsi. Ja dorastał pośród bloków – całkiem przyjemnych, w otoczeniu parku z ruinami starego zamku. Mieliśmy do dyspozycji stadion, boisko i ogromny teren powojskowy, gdzie można było znaleźć prawdziwe skarby. Jednak to moje życie miastowe w ogromnej mierze przeplatało się z życiem wiejskim. Jak tylko była okazja, jechaliśmy w strony mojego taty ( bo było bliżej ) i spędzaliśmy tam weekendy, ferie, święta, lub całe wakacje.
Dom stał i nadal stoi na dość sporym wzniesieniu. Kiedyś u jego podnóża płynęła rzeczka, z wodą tak czystą jak kryształ. Dzisiaj zaledwie sączy się wąskimi przesmykami. Wokoło domu rosły gęste drzewa, przez które widać było kolejne gospodarstwa. Schodziłam po stromym zboczu, siadałam nad brzegiem i zaczynałam śpiewać. Wtedy jeszcze chciałam zostać piosenkarką:-) Ciocia przywiozła z Czech błyszczyk do ust z brokatem, w latach 90-tych wszystkie piosenkarki miały takie błyszczące usta – ja też 🙂 Później przychodziła Ania, moja przyjaciółka i bawiłyśmy się do samego wieczora. W okresie letnim ganiałyśmy po lesie, zrywałyśmy jagody i dzikie czereśnie. Ciocia piekła chleb na zakwasie i amoniaczki – pyyyyszne ciasteczka, właśnie takie :
źródło : oobzarciuch
Jeździłyśmy na zdezelowanych rowerach chyba jeszcze po pra pra dziadkach. Oprócz sielanki były również obowiązki, chociaż mnie jako najmłodszej w rodzinie, do tego dziewczynce wiele rzeczy się upiekło. Za to moim starsi bracia z ojcem i wujkiem to zasuwali równo, od bladego świtu po zmierzch. Wtedy nie można było jeszcze zamówić kombajnu, przez żniwa trzeba było przejść ręcznie. Ciocia miała konia i powóz, którym zwozili wszystko do stodoły.
Po paru latach wujek dorobił się ciągnika. Żeby ciocia mogła z nim jeździć, do błotnika na kole przyspawał metalowe krzesełko. Jaka była frajda z jazdy na tym ciągnikowym kole, siedząc w tym przyspawanym krzesełku!! 😆 To była prawdziwa przygoda 🙂 Zbieraliśmy ziemniaki, marchew maliny, śliwki -wszystko w ilościach hurtowych. Owoce ciocia przerabiała na powidła, warzywa szły do piwnicy, w której nawet w tropikalne lato było zimno jak w lodówce. Nie pamiętam, żebym się nudziła, zawsze było coś do zrobienia. Oprócz gospodarzy i konia o którym wspomniałam, na mojej ojcowiźnie były jeszcze : krowy, świnki, kaczki, kury, indyki, ze zwierząt niejadalnych psy i koty. Wracając do świnek – jak się domyślacie, wujek hodował je dla mięsa. Raz widziałam świniobicie ( dzieci nie powinny tego oglądać ), wujek biegał za nią po całym obejściu. Szczegóły zachowam dla siebie, ale mięsko było pyszne. Ciocia przerabiała część na kiełbasy, inne wekowała , jeszcze inne zamrażała w całości. Te wekowane, nazywane kiełbasianką było przepyszne, smakowały jak konserwa turystyczna :-). W zimie jeździłyśmy na workach z sianem lub starych saniach. Budowałyśmy igla dla 5 osób, lub fortece nie do przejścia. Bałwana nie pamiętam 🙂
Od mamy strony pamiętam poniemiecki szachulcowy dom z końca XIX wieku, podobny do tego –źródło : wsiepolskie.pl
położony w malowniczej krainie, nieopodal kotliny Jeleniogórskiej. Jeździliśmy tam o wiele rzadziej niż do taty. Powód – ponad 600 kilometrów. Chociaż dla mnie wycieczki do babci były niczym Rajd Dakar w wersji turbo komfortowej. Bo jak inaczej nazwać tylną kanapę w dużym fiacie, wyścieloną mięciutką puchową kołdrą, z poduchami ze wszystkich stron. Uwielbiałam tak podróżować 😎
Rodzinny dom mojej mamy był w zupełnie innym klimacie. Pewnie dlatego, że budowali go jeszcze niemcy. Solidny, zadbany, czysty. Nie wiele pamiętam z samego domu, ale jedno utkwiło mi w pamięci – zapach kamienia i drewna, tak świeży i intensywny, jakby cieśla i kamieniarz skończyli swoją pracę zaledwie wczoraj. Pamiętam również całe wiaderka zielonej sałaty ( mama z babcią uwielbiały ją), każda z nas miała jedno, szłyśmy z nimi nad rzeczkę przepływającą po drugiej stronie drogi i dokładnie, listek po lisku płukałyśmy każdą po kolei. Źródlana woda była dziewiczo czysta, nieskażona niczym, można ją było pić litrami. Była zimna i orzeźwiająca jak najlepsza lemoniada. Dziadek sadzał mnie na okiennym parapecie i karmił chlebem z marmoladą mojej babci. Było cudowne.
Dzieciństwo na wsi kojarzy mi się ze świeżym powietrzem, pachnącym chlebem żytnim, wolnością, beztroską, nocami ciemnymi jak węgiel, na którym mieniły się setki gwiazd.
Lada moment ruszy budowa naszego upragnionego domu na wsi. Tekst, który czytacie powstał jednak zupełnie przypadkowo, zainspirowany pewnym miesięcznikiem wnętrzarskim- Weranda Country, a dokładniej dodatkiem specjalnym Domy za miastem.
Wydanie poświęcone jest w całości historii ludzi, pragnących stać się częścią polskiej wsi, w wielu przypadkach ratujących to co stało i niszczało skazane na zapomnienie. Jak różni są bohaterowie tych niesamowitych historii, świadczy chociażby rozmach ich przedsięwzięć, w różnych stronach naszego pięknego kraju. Każdy dom jest inny, ma za sobą inną opowieść, ale każdą tą sielską nieruchomość łączy jedno – miłość gospodarzy do rzeczy wyjątkowych i potrzeba piękna, o której pisałam na wstępie.
Domy za miastem to zbiór 7 wyjątkowych opowiadań, okraszonych cudownymi fotografiami. To swoistego rodzaju wyprawa w przeszłość, do naszego dzieciństwa, dla tych z was, którzy na wsi się wychowali. Wspaniali są sami bohaterowie tych sielskich kadrów, bo zbudować dom na peryferiach miasta to jedno, ale odremontować i wprowadzić nowe życie w zrujnowane ściany to dopiero wyczyn.
Wśród „7 wspaniałych”, znalazło się 3 moich faworytów. Wszyscy gospodarze zanurzeni w rustykalnym klimacie, nie tracąc przy tym ani krzty swojego indywidualnego stylu, przeplatanego tradycją i nowoczesnością. Nie zdradzę wam wszystkich szczegółów, ale nie sposób przejść obok bez słowa, gdy się widzi takich ciekawych ludzi. Oto moim zdaniem najciekawsze 3 rodzinne historie godne naśladowania – zazdroszczę im wszystkim 🙂
Salwinia Nadmorska
Magda jest konserwatorką dzieł sztuki. Razem z parterem Thomasem, niczym ratownicy medyczni wskrzesili zrujnowaną 200 letnią zagrodę, tworząc zapierające dech w piersiach Siedlisko. Uratowaną nieruchomość nazwali Salvinia Longe – to rzadka, chroniona paproć, która po wielu latach, ponownie osiedliła się na brzegu pobliskiej rzeki. Według autorki tekstu, jest to dowód na czystość powietrza i wody w pobliskiej okolicy. Dla mnie nazwa wskazuję na coś zupełnie innego – piękno wróciło na swoje miejsce.
Jak w bajce
Właściciele Jola i Artur Trojanowscy 11 lat temu postanowili swoje serce i duszę oraz ciężką pracę, włożyć w dom z 1926 r. Oboje są artystami więc pomysłów im nie brakowało. Stworzyli niesamowity pensjonat, w którym aż kipi od autorskich projektów utalentowanych gospodarzy. Dom znajduję się na samym szczycie wsi Lanckorona. Widok z okien i tarasu rekompensuję strome podejście, a możliwość obejrzenia klasyków filmowych z niemym kinem włącznie, wprowadzi każdego w błogi, sielski klimat.
Pełna Chata
Bohaterowie ostatniej historii to Kasia i Leszek z dziećmi – Julkiem, Kubą i Amelią. Ona po szkole plastycznej, on komputerowiec. W tym przypadku, oboje od zawsze chcieli mieć kawałek ziemi. Inicjatywa wyszła od rodziców, którzy jako pierwsi sprzedali wszystko i wyprowadzili się w Bieszczady. Początki były ciężkie, ale oboje zmotywowani, zawzięci postanowili większość rzeczy zrobić sami. Dzisiaj mogą pochwalić się samodzielnie wykonanymi stołami, łóżkami, krzesłami czy meblami kuchennymi – ich marzeniem jest utrzymać się właśnie z tego. Pan Leszek dodatkowo szkoli się na kowala, a Pani Kasia podobno piecze tak wybitne chleby, że za pachnące bochny dostała stary kredens. Cudowna rodzina, trzymam za nich mocno kciuki.
Pozostałe historie są równie ciekawe i intrygujące. Redakcja Werandy w swoim dodatku specjalnym, zamieściła również informację na temat polskich artystów, tworzących wyjątkowe rzeczy – „polskie jest piękne”. Wśród wielu osobowości artystycznych, znalazła się moja absolutna ulubienica, którą podziwiam i chylę czoło nad jej zaangażowaniem w tworzenie mikro życia i ogromną wrażliwością na świat. Justyna Stoszek z wykształcenia jest rzeźbiarką i sadzi lasy we szkle.źródło: forestforever.eu
źródło : forestforever.eu
źródło : forestforever.eu
Tworzy miniaturowe ekosystemy, które tak jak w naturze, stają się samowystarczalne, wytwarzając za pomocą fotosyntezy wszystkie potrzebne do życia substancje odżywcze. Jeżeli jeszcze nie słyszeliście o Pani Justynie zobaczcie sami… Forest Forever
Jeżeli macie parę złotych na zbyciu, wejdźcie do pierwszego lepszego kiosku i zafundujcie sobie dawkę marzeń, dla tych z was pragnących zmiany albo przenieście się w czasie ( tak jak ja ) i powspominajcie jak to było u babci na wsi 🙂
Tak mnie wzięło na wspominki, że w przyszłym tygodniu jadę do mojej ukochanej cioci, po 2 latach przerwy. Porobię trochę zdjęć, to się pochwalę moimi dziecięcymi regionami. Jeżeli chcielibyście się podzielić swoimi fotografiami z waszego rodzinnego domu na wsi, było by mi bardzo miło. Wystarczy, że dodacie je w komentarzu albo wyślijcie na mój adres mihata@fishergroup.stronademonstracyjna.pl. Na pewno wszystkie opublikuję 🙂
Świetny artykuł! Dawno mnie nie było, ale dobrze zrobiłam zaglądając do Ciebie 🙂 Powinien to przeczytać każdy mieszkaniec miasta, zanim podejmie decyzję o przeprowadzce na wieś. Ja wychowałam się na wsi, wakacje spędzałam u babci również na pobliskiej wsi, i nie zamieniłabym tego życia na miejskie. Nie powiem że było łatwo – musieliśmy pomagać rodzicom przy plewieniu warzyw i zrywaniu truskawek oraz porzeczek (ale nauczyliśmy się wzajemnej pomocy i prostych prac ogrodniczych), przed zimą musieliśmy zwozić opał do kotłowni, a w zimę rozpalać w CO (ale spędzaliśmy aktywnie czas na powietrzu i nauczyliśmy się ostrożnie obchodzić z ogniem), po jajka i mleko mama wysyłała nas do sąsiadek (ale była to okazja do nawiązania znajomości z sąsiadami i ich dziećmi), do liceum dojeżdżałam pociągiem, do którego musiałam dojść 2 km (ale miałam mnóstwo czasu na rozmyślanie i odpowiednią kondycję – w przeciwieństwie do czasu obecnego…) Życie na wsi to genialna sprawa i dobra szkoła życia oraz samodzielności, jeśli ma się dobrych przewodników – rodziców, dziadków, ciocie itp. Mieszkałam jakiś czas w mieście i nie neguję jego walorów, ale to jednak nie dla mnie, zwłaszcza betonowa płyta, która jest jak więzienie, z którego wychodzi się tylko do pracy i na zakupy. Bo o kawie przed domem raczej nikt nie myśli mieszkając w bloku. W mieście wystarczy zakręcić wodę lub ogrzewanie na dłuższy czas i już wybucha panika, a na wsi wystarczy wtedy skoczyć do sąsiada i skorzystać ze studni 😉 Łatwiej jest przyzwyczaić się osobie mieszkającej na wsi do życia w mieście, niż mieszkańcowi miasta zrezygnować z miejskich udogodnień (choć korki są męczące zarówno w centrum miasta jak i na dojeździe do niego…)
Tak jak piszesz, wszystko zależy od tego, czego ludzie oczekują od przeprowadzki na wieś, i na ile są świadomi tej decyzji. Jest w internecie taka historia „Opowiadanie o domku w górach” – idealnie opisuje nieprzystosowanie mieszczucha do życia na prowincji 😉
Nasz domek wylądował idealnie i nie zamieniłabym tej lokalizacji na inną – od dziecka chciałam zostać na wsi i dopięłam swego, choć do przeprowadzki jeszcze dużo wody w rzece upłynie.
Powoli dążymy do tego, aby nasze MARZENIE się spełniło 🙂
P.S. Ja zawsze kupuję lotto z plusem, więc moje marznia kosztują 4 zł 😀
Witaj Sylwia 🙂
Jak miło Cię widzieć 🙂 Ostatnio brakuję czasu na wszystko, ale widziałam że przeprowadziłaś się do Bawarii i robisz pierwsze remonty w mieszkaniu. Powiedzieć o Tobie, że jesteś pracowita, to jak by nic nie powiedzieć! Jesteś naprawdę bardzo zaangażowana we wszystko co robisz.
Bardzo trafnie zauważyłaś pewną poprawność. Do luksusów i wygód bardzo łatwo jest się przyzwyczaić, dlatego osobom przeprowadzającym się ze wsi do miasta na pewno jest łatwiej – chodź znam takich, u których miasto wywołuje torsje:-). Natomiast mieszczuch przyzwyczajony do centralnego ogrzewania, do światła palącego się na osiedlu całą noc, do sklepu spożywczego pod nosem może przeżyć szok. O tylu rzeczach jeszcze napisałaś, o których zapomniałam 🙂 Dzisiaj rano przypomniałam sobie fajną historię – jako dziecko bardzo lubiłam jajka na twardo, więc ciocia co wieczór mi mówiła ” jak się pomodlisz do Boga i pójdziesz do kur i je ładnie poprosisz, to rano będą jajka” 🙂 I tak chodziłam od kurnika do pokoju od pokoju do kurnika 🙂 Jaja rano zawsze były, a mnie się wydawało, że mam nadprzyrodzone zdolności 🙂
Nie mogę się doczekać naszej wyprowadzki i nowego życia z dala od miasta. Budowa rusza niedługo, dom będzie z prefabrykatów, więc mam nadzieję, że pójdzie szybko. Niedługo wrzucę projekt to się pochwalę 🙂
Sylwia jeżeli masz jakieś zdjęcie, chodź jedno z twojego ukochanego domu na wsi gdzie się wychowałaś, prześlij proszę na mój adres lub wrzuć w komentarz. W piątek jadę do mojej cioci, to zrobię i wrzucę zdjęcia z mojego dziecięcego regionu.
Pozdrawiam serdecznie
No niestety, drewniany dom, w którym mieszkałam przez pierwszych siedem lat życia został niestety dawno temu zburzony przez nowych właścicieli, ale jakieś zdjęcia chyba uchowały się u moich rodziców. Zapytam 🙂
Z mieszkaniem może uporam się do Wigilii 😉 ale dzięki za mobilizującą pochwałę 🙂 Czekam niecierpliwie na projekt Waszego domu 🙂
Było by super 🙂
Świetny post, sama lepiej bym tego nie napisała. Najbardziej zgadzam się z Pani wpisem, że nie każdy może i powinien wyprowadzać się na wieś. Natomiast ci którzy naprawdę to przemyśleli i zdecydowali się, będą szczęśliwi na zawsze. Dziękuję i pozdrawiam.
Witaj Aneta,
Dzięki za miłe słowa i komentarz. Popatrzmy na to z innego punku widzenia – ktoś musi zostać w mieście i utrzymać spółdzielnie mieszkaniowe 🙂
Pozdrawiam
Witaj Aneta,
Dzięki za komentarz, obrastam w piórka:-) decyzje wyprowadzki z miasta zawsze należy przemyśleć, przegadać, zastanowić się 100 razy.. Chociaż życie pisze własne scenariusze, mam znajomych którzy zostali zmuszeni wyprowadzić się na wieś, taką prawdziwą nie przedmieścia dużego miasta, po kilku tygodniach płaczu i lamentu zakochali się w swojej okolicy na zabój. Nie chcą wrócić do miasta za żadne skarby świata 🙂
Zgadzam się w 100% czas wracać do ciszy, spokoju, miłych niezestresowanych ludzi, moja przygoda z mieszkaniem w Warszawie musi się już skończyć, hałas wygrał. Dziękuję za ten piękny wpis Tamara
Witaj Tamara,
Takich jak my, chyba jest sporo 🙂 Mili i niezestresowani ludzie są również w mieście tylko mniej ich widać 🙂
Pozdrawiam i dzięki za miłe słowa.